Dziś mija dwunasty dzień na wyspie. W międzyczasie z pięć razy zdążyłam znienawidzić i z dziesięć – pokochać to miejsce. Motam się pomiędzy jak mi tu dobrze, szczęściara ze mnie a oszaleję, marnuję swój czas.
Obserwuję siebie, jakby z oddali. Nie umiem się już niecierpliwić, złościć i mieć ochoty rzucić to wszystko w cholerę. Jestem tutaj i sobie jestem. Sobie bycie bywa dużym problemem przy moim złaknieniu intensywności i działania, lecz pogodziłam się z tym. Sobie będę, rok minie i zacznę żyć z kopyta. Jedną z ucieczek od codziennej powtarzalności i czasu uciekającego przez palce w codzienności (don’t judge me, wiem, że jestem w raju) są zdjęcia. Zdjęcia, które oddają życie Reunion, mieszkańców i moje.
Zdjęcia, które nie potrzebują słów, bo mówią same za siebie.
Pokochałam fotografię. Zaczęłam postrzegać świat w kadrach. Idę ulicą (nie rozstaję się już z aparatem) i widzę kompozycje, które muszę mieć w ujęciu. Kadruję, ustawiam, naciskam spust migawki, utrwalam. Nawiązuję kontakt wzrokowy, kiwam głową, uśmiecham się, proszę i dziękuję. Fotografuję ostentacyjnie i z ukrycia. Naturę i ludzi. Historie, rozmowy, zakupy, spojrzenia. Tworzę sceny, płynę z prądem świata. Zostawiam po sobie ślad, uwieczniam codzienność. Poprzez oddawanie życia na fotografiach wyrażam siebie i swoje świata postrzeganie. Mam dwie pary oczu.
Witajcie w moim świecie,
Z.
Przepiękne fotografie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba